Nowy serial Netflixa, numer 1 na liście, wprawił mnie w osłupienie. „Seks lesbijski” to dopiero pierwszy problem.

Na pierwszy rzut oka „The Hunting Wives” wygląda jak każdy inny tandetny serial kryminalny. Zaczyna się od sceny morderstwa w lesie, która przeskakuje w przyszłość, zapowiadając centralną zagadkę serii, a następnie przenosi nas do teraźniejszości, by wyłożyć na stół ekspozycję gęstą jak chili con queso: młoda matka Sophie (Brittany Snow) właśnie przeprowadziła się z Nowej Anglii do Teksasu, by objąć stanowisko męża Grahama, a szok kulturowy jest dla niej druzgocący.
Skąd to wiemy? Serial „The Hunting Wives” , który zadebiutował na Netfliksie w zeszłym tygodniu, nigdy nie ryzykuje subtelności. W drodze na imprezę w rezydencji szefa, która okazuje się nieoczekiwaną zbiórką funduszy na rzecz NRA, Graham (Evan Jonigkeit) zapewnia zaniepokojoną Sophie, że da sobie radę, że dobrze dogaduje się z ludźmi. „Nie radzę sobie z Teksańczykami ” – protestuje. „Nie rozumieją mnie”.
Wiadomość odebrana! Szybko zrozumieliśmy, że to będzie serial o outsiderze, który pojawia się i nie potrafi się odnaleźć. O małym miasteczku, gdzie za porządnymi fasadami kryją się wstydliwe sekrety. O pozamałżeńskich romansach, zaginionej nastolatce i gwiazdorze szkolnego sportu z świetlaną przyszłością przed sobą. Wszystko to, czego można oczekiwać po średniobudżetowym dramacie kryminalnym.
Ale mniej więcej pięć minut po rozpoczęciu pierwszego odcinka sprawy przybierają dziwny obrót. Kiedy Sophie wchodzi do rezydencji, żeby znaleźć toaletę, Margo (wystrojona w olśniewający strój Malin Åkerman) jest już w środku. Pyta Sophie, czy może pożyczyć podpaskę. Margo z jakiegoś powodu nie może używać tamponów, mówi – więcej o tym w ostatnim odcinku – więc jak to się stało, że znalazła się bez podpaski we własnym domu? I co skłania ją do myślenia, że przypadkowy gość na jej przyjęciu, którego nigdy w życiu nie spotkała, miałby przy sobie jedną?
Ten nieprawdopodobny moment został po części zaprojektowany jako wstęp do tego, co dzieje się później: Margo zdejmuje sukienkę przed Sophie, całkowicie odsłaniając piersi, i wsuwa papier toaletowy w czarną koronkową bieliznę. To intymne spotkanie menstruacyjne, zaledwie kilka kroków od pomocy w zakładaniu tamponu, którą Miranda July opisała w książce "All Fours" .
Po ustanowieniu dynamiki napięcia seksualnego między dwiema kobietami, serial „Polowanie na żony” dostarcza najbardziej bezwstydnie, wręcz komicznie, seksualnie szalony serial ostatnich lat . Ośmioodcinkowy serial, oparty na powieści May Cobb z 2021 roku, przedstawia fabułę pełną klisz – pastora w czapce beanie, małżeństwo, które nigdy nie było takie samo od czasu poronienia, prawicowców notorycznie zdradzających swoje religijne i polityczne ideały – z mnóstwem sekretnego, manipulacyjnego, a czasem namiętnego seksu.
Herbata uchwyt Kobiety to imprezowa paczka, zniewolona przez zalotną energię Margo, bliską ojcu. Są karykaturami matriarchów zamożnej, czerwonej Ameryki: jedna jest żoną pastora, druga aspirującego szeryfa, Joego Arpaio, a Margo – konserwatywnego kandydata na gubernatora, Jeda Banksa (Dermot Mulroney). Grupowo wstrzykują sobie botoks w salonach, polują na dziki w swoich fryzurach, a potem idą do dobrze wyposażonej chaty, żeby zrobić sobie zdjęcia z karabinami szturmowymi. Kościół to nieunikniona okazja do spotkań towarzyskich; tradycyjne struktury rodzinne to ich fetysz. „Nie pracujemy”, mówi jedna z ekipy. „Jesteśmy żonami”.
Małżeństwo Margo jest nieco bardziej współczesne. „Otwarte małżeństwa są dla liberałów” – kpi, ale ona i Jed mają umowę: oboje mogą uprawiać seks z innymi kobietami, a ona nie może sypiać z innymi mężczyznami. (Rzekome) utrzymywanie Jeda jako jedynego mężczyzny w ich sieci kontaktów seksualnych nadaje temu technicznie queerowemu układowi wyraźnie heteroseksualny posmak. To wiarygodny punkt widzenia MAGA na poliamorię.
Wspiera również sens istnienia serialu, którym jest upchnięcie maksymalnej ilości całowania i seksu między jak największą liczbą osób. „The Hunting Wives” udaje serial o kryminale, ale tak naprawdę opowiada o tym, jak dłonie niektórych osób obmacują spodnie innych. W pierwszych dwóch odcinkach rozporki rozpinają się i zapinają z taką częstotliwością, że spodziewałam się, że ktoś złamie sztuczny paznokieć. Jeśli chodzi o dialogi o charakterze seksualnym, to są one rodem z soft porno. „Nie może być żadnych dowodów” – mówi Margo, przygotowując się do seksu oralnego z mężczyzną, który nie jest jej mężem (ups!). „Więc będę musiała połknąć”.
Film „The Hunting Wives” jest tak skupiony na wątkach seksualnych, że zmusza nas do zawieszenia wszystkiego, co wiemy o prawdziwej ludzkiej seksualności. Dwukrotnie bohaterowie oddają się spontanicznej masturbacji, przeglądając nudne, pozbawione seksu selfie na Instagramie. Dwóch licealistów, ledwo osiemnastoletni, jest traktowanych przez dorosłe kobiety jak nieodparte obiekty seksualne. W jakiś sposób udaje im się sprawić, że kobiety jęczą w natychmiastowej, niepohamowanej ekstazie – jakby kiedykolwiek potrafił to zrobić nastolatek.
Absurdalne momenty zdarzają się również poza sypialnią. Aktorzy pokazują sześć lub siedem różnych sposobów na zepsucie teksańskiego akcentu. Kiedy Sophie znika na całą noc, jej mąż dzwoni do niej tylko pięć razy i nie podejmuje żadnych prób, żeby jej szukać. Bezczelna reklama kończy się absurdalnym dialogiem, jak wtedy, gdy Sophie zjada winogrono i pyta z niedowierzaniem: „Są dobre. Czy są z Whole Foods?”
Ale najdziwniejszą rzeczą w serialu „The Hunting Wives” była reakcja mediów, która skupiła się na romansach Margo z Sophie i inną przyjaciółką z paczki. „Daily Beast” nazwał go „ programem lesbijskim ”. Jeden z portali poświęconych kulturze queer opublikował zestawienie „ 9 najpikantniejszych momentów lesbijskich ” z serialu, z których kilka nie zawiera nawet pocałunku. Inny portal nazwał go „ najbardziej gejowskim programem roku ”.
To ujęcie nie pasuje do serialu, który oglądałam, w którym żadna z postaci nie jest lesbijką ani gejem, z wyjątkiem może policjantki-butch, która pojawia się dwukrotnie w tle, nieostro, na komisariacie. ( Nie da się przemycić policjantki-butch przed tym orlim wzrokiem). Wszystkie kobiety wykonujące zadania dla osób tej samej płci mają mężów i wszystkie są pokazane jako czerpiące przyjemność z seksu z mężczyznami. Nigdy się nie określają, ale można sobie wyobrazić, że mogą identyfikować się co najwyżej jako biseksualne.
Jak na serial, który zawiera absurdalną ilość seksu i zyskał tak wiele uwagi za swoją queerowość, istnieje między nimi bardzo mało punktów stycznych. W ciągu ośmiu odcinków „Polowanie na żony” zawiera zaledwie dwa momenty seksu kobiet, plus jedną nieudaną próbę i trójkąt przedstawiony jako prezent urodzinowy dla mężczyzny. Tymczasem scen seksu heteroseksualnego jest więcej, niż dałbym radę zliczyć. (To zależy, co rozumiesz przez seks , ale moje obliczenia na tylnej stronie opakowania prezerwatywy wskazują na około 11). W decyzji scenarzysty, którą odebrałem jako osobistą zniewagę w imieniu społeczności lesbijskiej, jedyny moment, w którym pojawia się strap-on, to ten, w którym kobieta używa go na mężczyźnie.
W rzeczywistości jest tu tyle samo „pikantnych” scen kazirodczych, co w pełni rozwiniętych scen seksu lesbijskiego. W jednej z nich bogobojna matka wymownie spogląda na krocze nastoletniego syna, gdy ten wychodzi spod prysznica, a on najwyraźniej nie ma nic przeciwko. To najbardziej kazirodczy serial roku! (Żartuję, Biały Lotos .)
Serial ewidentnie chce jednak trafić do queerowej widowni. Najbardziej nieprawdopodobnym aspektem serialu „The Hunting Wives” nie jest to, że kandydat na gubernatora z małego miasteczka mógłby utrzymać swoje szalone życie seksualne w całkowitej tajemnicy, ale to, że on i wszyscy inni głośni Republikanie z Maple Brook nigdy nie wspominają o osobach transpłciowych.
Nie chodzi o to, że nie porusza się konkretnych kwestii politycznych. W publicznych przemówieniach i prywatnych rozmowach konserwatyści z „Żon myśliwych” rutynowo poniżają imigrantów i sprzeciwiają się aborcji. Żona pastora chwali się, że kościelna grupa antyaborcyjna nie ucieka się do przemocy, „bo dzięki nam nie ma już lekarzy, których można by zbombardować”. W realistycznym ujęciu współczesnej prawicy, odniesienia do opieki afirmującej płeć i sportu młodzieżowego osób transpłciowych byłyby równie chętnie wykorzystywane, co groźby pod adresem ich stylu życia, zwłaszcza gdy Jed buduje poparcie dla swojej kandydatury.
To dziwne pominięcie wydaje się być sposobem na to, by pozwolić widzom LGBTQ+ cieszyć się marnymi fragmentami queerowego seksu bez przypominania o antyqueerowej Ameryce, którą tworzą Margo i Jedowie z prawdziwego świata. Pozwala to również bohaterom na zaakceptowanie ich płynnej seksualności bez ani jednej dyskusji o moralności, tożsamości czy hipokryzji. Słowa „gej” , „lesbijka” , „queer” i „biseksualny” nigdy nie padają. W świecie „Żon myśliwych ” seks rozgrywa się w próżni, bez żadnego politycznego znaczenia. Myślę, że w świecie, w którym nastoletni chłopcy są bogami seksu, wszystko może się zdarzyć.